Jestem, dotarlam, naprawde. Sporo przygod po drodze, zaczynajac od Johanny, ktora prawie zostala aresztowana jeszcze w Danii za posiadanie nielegalnego tam noza w bagazu podrecznym, poprzez spozniony lot z Abu Dhabi, spoznienie na lot w Johanesburgu, zgubienie bagazu mojego etc.
Ale jest dobrze, duzo lepiej niz oczekiwalam. Tak bardzo balam sie, ze bedzie tak jak w Indiach. A w Indiach ogolnie nie czulam sie dobrze, moze to nie wina Indii a mojej spapranej psychiki z tamtego czasu... Teraz jest dobrze. Jestem soba, nie usmiecham sie na sile do ludzi, a dlatego, ze sprawia mi to radosc, ze jest to mile. A najwiecej szczescia przynosi mi siedzenie na przyczepie furgonetki, obijanie tylka na wyboistej drodze i czerwony kurz we wlosach.
Kiedy tylko samolot wyladowal i wyszlysmy na zewnarz, wiedzialam, ze bedzie dobrze. To musialo byc w powietrzu, cieplawym, nie goracym, swiezym powiewem wiatru i zapachem wypalanej trawy, nie gorzko tylko slodkawo. I odcien ziemi, czerwonej, gliniastej, wtedy zdalam sobie sprawe, ze to jest naprawde.
Tymczasem czekanie staje sie stanem mojego istnienia, wiecznie czekajac na zebranie, posilek, transport, prad, ludzi, telefony, samochody. Staram sie do tego przyzwyczaic i nie popadac w frustracje, nie chce takimi drobnostkami rujnowac perfekcji calej reszty.
Bo ludzie sa niesamowici, prawdziwi, nienachalni, otwarci. Zostalam czlonkinia ciala pedagogicznego i tak niesamowicie cieplo zostalam powitana przez wszytskich. Tak samo moi studenci, jeszcze wszystich nie poznalam, ale sa uprzejmi i otwarci, ciekawi. Tak zupelnie inaczej niz w Danii, naprawde pieknie!
To tyle na poczatek,
cha bwino, ndapitha!
1 komentarz:
ajj wiem coś o tym czekaniu, aż za dobrze... ale to w jakimś sensie cierpliwości uczy - tak było w moim przypadku... ściskam z nowego bloggera: skąd? co? jak? dlaczego? u mnie na myrtille noir :)
Prześlij komentarz